Przyszłoroczna podwyżka emerytur będzie najniższa, jaką przewiduje ustawa. Solidarność apeluje więc do premier, by podniosła wskaźnik, o jaki waloryzowane są świadczenia. Z kolei OPZZ przypomina posłom PiS, że kiedy ci byli w opozycji, to walczyli o podwyżki emerytur, a teraz nie widzą problemu.
Apelujemy do pani premier i do rządu o wyższe emerytury - mówi Henryk Nakonieczny z zarządu krajowego "Solidarności". To on brał udział w negocjacjach Komisji Dialogu Społecznego na temat waloryzacji rent i emerytur. Związkowcy, zarówno z "Solidarności", jak i z OPZZ, proponowali, by do wyliczenia świadczeń przyjąć wskaźnik realnego wzrostu płac na poziomie 50 proc. Jednak rząd uznał, że państwo stać na 20 proc. Waloryzacja będzie zatem licha - najubożsi emeryci i renciści mogą dostać raptem ok. 6 zł brutto więcej. - Czekamy na reakcję pani premier. Tak być nie może. W ciągu ostatnich ośmiu lat siła nabywcza najniższych emerytur spadła realnie o 15 proc. - mówi Nakonieczny. Z apelem do premier Beaty Szydło (53 l.) występuje też szef OPZZ Jan Guz (60 l.). - Mamy dobre wskaźniki gospodarcze, jest wzrost wynagrodzeń. Nie możemy więc żerować na emerytach - mówi. - Kiedy PiS był w opozycji, to ich posłowie walczyli o podwyższenie wskaźników waloryzacji. Pytali, jak rząd zamierza zrekompensować emerytom i rencistom "drastyczne podwyżki" cen gazu i żywności - przypomina Guz.
Na podwyżki emerytur według propozycji związkowców potrzeba dodatkowo ok. 2 mld zł. - Jeśli nie znajdą się te pieniądze, to będzie jak w przysłowiu "chytry dwa razy traci". Te pieniądze i tak trzeba będzie znaleźć na zasiłki, dopłaty i pomoc społeczną dla najuboższych - dodaje szef OPZZ.
za stroną: http://www.se.pl/